Ona mogła grać na najwyższym poziomie, ale na przeszkodzie stanęła kontuzja. On uczył się rzutów od Jordana i z sierakowickimi chłopakami awansował do III ligi. Połączyła ich koszykówka, która teraz nieprzerwanie towarzyszy im i trzem ich córkom. Dwie zdobywają medale mistrzostw Polski, grają w reprezentacjach kraju i stoją u progu wielkich karier, a najmłodsza zapowiada, że będzie od nich lepsza. Taka jest rodzina Makurat z Sierakowic.
Najpierw był mecz...
Koszykówka w ich rodzinie jest obecna od zawsze.
- Oboje z Magdą wychowywaliśmy się w Sierakowicach, ale znaliśmy się tylko z widzenia - wspomina Rafał Makurat pytany o początki przyszłej rodziny. - Gdy byłem już w szkole średniej, przyszedłem do kartuskiej „piątki” na mecz koszykówki, w którym grała. Po nim na korytarzu kolega zrobił nam zdjęcie i powiedział: „to dla potomnych”. Potem nasze kontakty się urwały, bo Magda zamieszkała w Gdańsku. Gdy poszedłem na studia znów zajrzałem kilka razy na jej mecze i tak zaczęliśmy się spotykać.
Magda Makurat w koszykówkę grała od piątej klasy podstawówki, zachęcona przez nauczycielkę wychowania fizycznego Joannę Bińkowską. Szybko okazało się, że ma duży talent i wypatrzyli ją trenerzy Startu Gdańsk, współpracującego wówczas z sierakowicką szkołą. Pod koniec podstawówki dwa razy w tygodniu dojeżdżała na treningi, potem poszła do gdańskiego liceum, aby móc trenować na miejscu. Była w juniorskiej kadrze Polski, grywała przeciwko takim legendom jak Olga Pantelejewa czy Krystyna Szymańska – Lara. Jej karierę przerwały jednak kontuzje.
Hej, hej, tu NBA
U Rafała Makurata, podobnie jak u wielu ludzi tamtego pokolenia, fascynacja koszykówką rozpoczęła się od meczów NBA transmitowanych w TVP i komentowanych przez Ryszarda Łabędzia i Włodzimierza Szaranowicza. Być jak Jordan, Pippen czy Barkley chciało wtedy wielu chłopaków z Sierakowic, pograć w kosza chodziło ich regularnie około 30.
- Od razu zobaczyłam, że Rafał ma świetnie ułożony rzut i dopytywałam skąd, skoro tak późno zaczął interesować się koszykówką. Zdradził mi, że uczył się z telewizji, klatka po klatce, naśladując rzuty Michela Jordana – wspomina Magdalena.
Sierakowiccy entuzjaści basketu dwa lata grali dla siebie, ale chcieli poczuć smak prawdziwej rywalizacji. Poprosili wuefistę Stanisława Kałduńskiego, aby pomógł im wystartować w lidze. Nauczyciel poszedł do firmy BAT, która wsparła sportowców, zakupiła stroje i tak w 1992 roku rozpoczęła się historia najpierw luźnej drużyny, a potem klubu, który teraz mocno wrósł już w Sierakowice.
30 chłopaków i ona
W 1997 roku Magda i Rafał pobrali się, a Stanisław Kałduński zrezygnował z prowadzenia koszykarskiej sekcji. Jego następcą została Magda Makurat.
- W pierwszym roku, grając w okręgówce, z szóstego miejsca wyskoczyliśmy na drugie, przegraliśmy tylko jeden mecz w Tczewie. W kolejnym roku nie przegraliśmy już nic, awansowaliśmy do III ligi i byliśmy jedynym wiejskim zespołem na tym szczeblu rozgrywek. Graliśmy przeciwko profesjonalnym graczom, takim jak młody wtedy Filip Dylewicz – opisuje Rafał.
- To była grupa świetnych pasjonatów i samouków, a ja bardzo lubiłam z nimi pracować i robiłam to z wielkim zaangażowaniem. Kiedyś nasz sponsor, pan Tadeusz Bigus, jak to miał w zwyczaju, przyszedł na salę żeby zobaczyć trening, ja byłam w ciąży i zapytał kiedy mam termin porodu, a ja mówię „dzisiaj” - śmieje się trenerka.
„Byłam śmiesznym dzieckiem”
W ten sposób Ola związana była z koszykówką zanim jeszcze się urodziła. W trzeciej klasie szkoły podstawowej, za namową trenera Arkadiusza Bloka, pojechała do Kartuz na swój pierwszy trening z zespołem Tropsa prowadzonym przez Monikę Tomaczkowską. Następny rok szkolny rozpoczęła już nie w sierakowickiej podstawówce, którą ma po sąsiedzku, ale w klasie sportowej SP nr 5. Codziennie wstawała przed szóstą, zabierała się z tatą, który jeździł do Kartuz do pracy, po lekcjach miała treningi i zajęcia dodatkowe, do domu oboje wracali późno. Wszystko to dla sportu.
- Byłam takim śmiesznym dzieckiem, bo kiedy już się uparłam, by uprawiać koszykówkę, to poświęciłam się jej całkowicie. Chciałam być profesjonalną zawodniczką i wszystko było podporządkowane uprawianiu sportu – przyznaje Aleksandra. - Babcia się śmieje, że już kiedy byłam w szóstej klasie podstawówki i sąsiadka zapytała się mnie, co będę chciała robić w przyszłości, odpowiedziałam, że będę grała w Łomiankach.
W wymarzonych Łomiankach, w Szkole Mistrzostwa Sportowego PZKosz, naukę rozpoczęła już w III klasie gimnazjum, choć normalnie trafia się tam dopiero w liceum. Oprócz gry dla Tropsa oraz występów w II i I lidze w SMS-ie, była także wypożyczana na młodzieżowe rozgrywki mistrzowskie do Żyrardowa, a potem do Widzewa Łódź. Ma na koncie sporo osiągnięć, w tym mistrzostwo Polski szkół podstawowych z SP Nr 5, srebrny medal mistrzostw Polski U14 z Tropsem, srebrny medal mistrzostw Polski do lat 18 z Żyrardowem oraz srebrny medal mistrzostw Polski U22 z Widzewem. Sukcesów mogłaby mieć więcej, często jednak wypadała z ważnych imprez przez problemy z kolanem. Podkreśla, że nie zniechęcała się tym, wręcz przeciwnie, traktowała to jako dodatkową motywację do pracy.
W tym roku zdała międzynarodową maturę SAT oraz egzamin TOEFL, co otworzyło jej drogę do dalszego etapu kariery. Wraz z rodzicami brała pod uwagę różne opcje, ale zwyciężyła ta, która wydaje się najlepsza ze względu na sport i naukę.
W kolebce koszykówki
Ola spakowała walizki i wyleciała do Stanów Zjednoczonych. Teraz jest w Lynchburgu w stanie Wirginia, gdzieś w połowie drogi między Waszyngtonem a Charlotte. To tam mieści się Liberty University, największa chrześcijańska uczelnia na świecie. Jej władze same zapraszały sierakowiczankę do siebie, najpierw na rekonesans, a potem na studia. Przyznały jej stypendium i warunki, o jakich w Polsce można tylko marzyć.
- Cała uczelnia jest ogromna, poprzeplatana olbrzymimi obiektami sportowymi. Na każdy kroku są boiska do koszykówki, siatkówki, korty tenisowe i obiekty do uprawiania innych dyscyplin, nawet sztuczny całoroczny stok narciarski. Przeznaczone są dla tych, którzy trenują dane dyscypliny, ale też pozostałych studentów, którzy uprawiają sport rekreacyjnie – opisuje studentka.
Aleksandra studiuje psychologię sportu i trenuje koszykówkę w drużynie występującej w I dywizji ligi uniwersyteckiej NCAA. Do kraju przyjedzie najszybciej za 10 miesięcy, ale jak przyznawała przed wyjazdem, wcale się tego nie obawiała.
- Jestem przyzwyczajona do bycia poza domem, nie tęsknię już tak mocno, bo wiem, że mam swoje obowiązki i cieszę się, że mogę spełniać swoje marzenia – podkreślała najstarsza z sióstr.
Pierwsza taka w historii
Kiedy koszykówką żyją rodzice i starsza siostra, ta młodsza nie mogła grać w nic innego. Rodzice przyznają, że zawsze miała za dużo energii, a boisko było idealnym miejscem, by ją spożytkować.
- Piłka od dzieciństwa była przy mnie, zawsze grałam w koszykówkę i nigdy nawet się nie zastanawiałam, czy może chciałabym robić coś innego – przyznaje Ania.
Jej pierwszą trenerką była mama, a klubem BAT, który wraz z samorządem utworzył grupy młodzieżowe dzięki programowi Koszmania.
- Z Anią pracowałam do trzynastego roku życia, już wtedy wszyscy widzieli, że jest bardzo wszechstronną zawodniczką i niesamowitym talentem. W 2013 roku poprowadziła BAT Sierakowice do zdobycia brązowego medalu mistrzostw Polski U14 – opisuje mama - trenerka. - Mogliśmy trzymać ją dalej w Sierakowicach, ale chcieliśmy, żeby się rozwijała, zmieniła środowisko, dostała nowe bodźce.
Czternastoletnia Ania trafiła do Sokołowa Podlaskiego i spędziła tam rok, uczęszczając do gimnazjum i oczywiście grając w koszykówkę. Zdobyła mistrzostwo Polski U14 z drużyną MKK i była najlepszą zawodniczką mistrzostw, wygrała również ogólnopolską olimpiadę młodzieży. SMS w Łomiankach ściągnął Anię już do II klasy gimnazjum, czyli dwa lata wcześniej niż normalnie, co jest pierwszym takim przypadkiem w historii. Nabierała doświadczenia z gry i rywalizacji z licealistkami, przyzwyczaiła się do współzawodnictwa ze starszymi dziewczynami.
Najlepsza na mistrzostwach
Ostatniego lata Ania zagrała na dwóch mistrzostwach Europy. Najpierw z siostrą Olą w kategorii U20 w Portugalii zajęły VIII miejsce i tym samym utrzymały się w dywizji A. Potem, w swojej nominalnej grupie U16, w czempionacie dywizji B w Rumunii, zdobyła złoty medal i wywalczyła z zespołem awans do dywizji A, została także uznana za najlepszą zawodniczkę mistrzostw.
- Zdobycie MVP mistrzostw Europy to wielkie wyróżnienie, ciężko opisać uczucia temu towarzyszące – przyznaje laureatka tej nagrody. - Chociaż były trudne i emocjonujące mecze, a także momenty, w których rzucałam ważne punkty, to najważniejsze, że w każdym meczu ktoś inny ciągnął grę, byłyśmy zespołem, w którym każda dziewczyna miała swoją role i wywiązała się z niej tak, jak najlepiej umiała i zawsze dawała z siebie sto procent.
Ania ma dopiero 16 lat, a już tego lata chciały mieć ją u siebie zagraniczne kluby i wielkie polskie marki proponując grę w ekstraklasie. Utalentowana zawodniczka wspólnie z rodzicami uznała jednak, że zostanie jeszcze w Łomiankach.
Agata chce być najlepsza
Dla najmłodszej Agaty rodzice planowali artystyczną ścieżkę życia, ale ona chciała robić to, co siostry.
- Chodziłam do szkoły w Sierakowicach, teraz poszłam do szóstej klasy do Kartuz, bo chcę grać w koszykówkę, a u nas nie ma klas sportowych – mówi Agata.
Ona również ma talent do koszykówki, do tego zadziorny charakter, dlatego mówi otwarcie: chce być najlepsza z sióstr Makurat. Dwunastolatka na razie nie ma jeszcze określonej pozycji na boisku, wiele wskazuje na to, że może grać na czwórce. Dobrze by się złożyło, ponieważ Ania grywa na pozycjach 1-3, Ola najczęściej występuje na trójce, dlatego dziewczyny miałyby zielone światło do spełnienia swojego wspólnego marzenia.
- Naszym celem jest zagrać kiedyś razem we trzy w jednym zespole, a najlepiej w reprezentacji Polski – deklarują.
- Kiedy już dziewczyny postawiły na swoim i uparły się, że chcą uprawiać koszykówkę, to wspólnie uznaliśmy, że powinny to robić na całego, konsekwentnie i profesjonalnie - mówi ich mama. - Ważne, że robią to, co kochają, cały czas się rozwijają i że dzięki koszykówce otwierają się też przed nimi nowe możliwości lepszej edukacji, poznawania świata, nawiązywania kontaktów z nowymi ludźmi, mają po prostu szersze horyzonty. To wszystko byłoby niemożliwe bez pomocy wielu wspaniałych ludzi.
Grad medali wychowanków
Sukcesy szkoleniowe BAT-u to nie tylko rodzina Makurat. Lista wychowanków klubu, którzy święcą sukcesy w rozgrywkach młodzieżowych jest długa, a końcówka poprzedniego sezonu przyniosła apogeum ich osiągnięć. Na podium mistrzostw Polski, oprócz Oli i Ani, stanęli: Konrad Kolka i Mateusz Bronk (Trefl Sopot, mistrzostwo Polski U16), Łucja Grzenkowicz (MKK Sokołów SA Sokołów Podlaski, wicemistrzostwo Polski U16, mistrzostwo U18), Weronika Lejk (VBW GTK Gdynia, mistrzostwo Polski U22) i Bibiana Puzdrowska (MUKS Supravis WSG Bydgoszcz, wicemistrzostwo Polski U18).
Klub Sportowy BAT cały czas się rozwija i szkoli coraz większą grupę dziewcząt.
- Rozpoczęliśmy w ubiegłym roku zajęcia w klasach I – III w SP w Lisich Jamach, planujemy uruchomić grupy w Kamienicy Królewskiej, a w przyszłości też w Gowidlinie i Tuchlinie – zdradza Rafał Makurat, obecnie prezes BAT-u. - Klimat dla sportu, nie tylko koszykówki, jest w naszej gminie dobry, dlatego chcemy stawiać na szkolenie młodzieży. Władzom gminy i naszym głównym sponsorom, właścicielom Firmy Handlowej BAT bardzo mocno zależy na masowym rozwoju sportu, nie stawiają na szczęście wymogu, aby nasze zespoły tu i teraz osiągały wielkie wyniki. Jesteśmy zbyt małym ośrodkiem, by jako Sierakowice odnosić sukcesy w starszych kategoriach wiekowych, dlatego naszym wychowankom staramy się pomagać w dalszych karierach i znajdować najlepsze miejsca do dalszego rozwoju. Będziemy szczęśliwi, gdy może kiedyś w przyszłości z tego środowiska ktoś przebije się do ekstraklasy lub seniorskiej reprezentacji Polski.
Komentarze (2)
• Michał 24.09.2016, 07:49 Zgłoś naruszenie
Brawo Wy !!!
• Andrzej 23.09.2016, 22:33 Zgłoś naruszenie
Zajebiście fajni ludzie i pasjonaci, jakby sami tacy byli Polska byłaby potęgą;) grats