Stało się - po latach przerwy powiat kartuski będzie miał „swojego” sportowca na igrzyskach olimpijskich. Angelika Cichocka pochodząca z Mściszewic w gminie Sulęczyno, zapewniła sobie już start w Rio w biegu na dystansie 1500 metrów, a jest też na najlepszej drodze, by zrobić kwalifikację również na 800 m. Może być naprawdę pięknie, bo zawodniczka SKLA Sopot jest w świetnej formie.
Chwile sportowej radości przeżywają w ostatnich dniach Mściszewice. W niedzielę świętowali po tym, gdy miejscowy KS zapewnił sobie awans do piłkarskiej klasy okręgowej, ale mają też powody do radości związane z osiągnięciami największego sportowego kalibru, jakich notuje chluba tej miejscowości, czyli Angelika Cichocka. Halowa wicemistrzyni świata i Europy, finalistka Mistrzostw Świata w Pekinie, multimedalistka mistrzostw Polski spełnia właśnie marzenia swoje i kibiców, bo wywalczyła sobie miejsce na Igrzyskach Olimpijskich w Rio de Janeiro 2016.
Cztery lata temu do minimum na Londyn zabrakło jej pół sekundy, tym razem porównanie rekordów życiowych Angeliki z minimami ustalonymi przez polską i światową federację lekkoatletyczną pozwalało liczyć na to, że będzie dobrze. I jest.
W ostatni czwartek w zawodach Diamentowej Ligi w Sztokholmie podopieczna trenera Tomasza Lewandowskiego sprawiła sporą niespodziankę wygrywając bieg z wieloma teoretycznie silniejszymi rywalkami. Przede wszystkim jednak wypełniła minimum i zapewniła sobie wyjazd na igrzyska. Uzyskała fantastyczny czas 4:03.25, znacznie lepszy od progu kwalifikacyjnego wynoszącego 4:07:00.
- Jestem bardzo zadowolona z tego startu, wypełniłam minimum na igrzyska olimpijskie z zapasem czterech sekund, pobiegłam prawie życiówkę, zanotowałam najlepszy wynik w sezonie i do tego odniosłam zwycięstwo. Jako że wszystko to stało się w mało sprzyjających warunkach, bo było zimno i deszczowo, mam nadzieję, że jest zapas w nogach, żeby pobiec szybciej – mówi Angelika Cichocka.
Wcześniej biegaczka zrobiła już minimum na 800 metrów – w Rzymie podczas mityngu Golden Gala Pietro Mennea, zajęła drugie miejsce w finale B uzyskując czas 2:01.30 (wskaźnik PZLA wynosi 2:01.50).
W przypadku 1500 m bilet do Rio zawodniczka SKLA Sopot ma już pewny, bo zgodnie z zasadami kwalifikacji, jako finalistka ostatnich mistrzostw świata, musiała pobiec w wymaganym czasie tylko raz. W przypadku 800 metrów musi potwierdzić minimum i do 10 lipca raz jeszcze pobiec odpowiednio szybko. Szansą na spełnienie tego wymogu będą np. odbywające się w ten weekend 92. Mistrzostwa Polski.
Jeśli Cichocka uzyska prawo występu w Rio na dwóch dystansach, który będzie jej priorytetem? Może mieć dylemat, bo na 800 m zdobyła tytuł halowej mistrzyni świata, na 1500 jest wicemistrzynią Europy i finalistką mistrzostw świata. Stawia jednak na dłuższy dystans, na którym chce awansować do finału.
- W rywalizacji na 800 metrów wszystko rozgrywa się bardzo szybko i nerwowo, może się zdarzyć wszystko, drobny błąd czy przepychanki, dlatego wysoka forma niekoniecznie zagwarantuje obecność w finale. Na półtora kilometra też nie można sobie pozwolić na błędy, ale biegnie się dłużej, jest większy spokój i wysoka dyspozycja powinna przełożyć się na odpowiednie lokaty – tłumaczy. - Marzyłam o tym, żeby pojechać na igrzyska i dopełnić swojej sportowej radości, ale na tym moje aspiracje bynajmniej się nie kończą. Wiem, że stać mnie na to, aby na igrzyskach pobiec w finale, na mistrzostwach świata w Pekinie też była rzesza bardzo mocnych zawodniczek, a jednak weszłam do finału i zajęłam bardzo dobre ósme miejsce, co jest jednym z moich największych sukcesów w karierze. Znam siebie i wiem, że będę zdzierać tartan i walczyć do ostatniego metra, aby spełnić swoje marzenia.
Nie tylko dwa wspomniane starty, ale też każdy pozostały w tym sezonie kończył się dla reprezentantki Polski pozytywnie – np. na inaugurację zajęła III miejsca w Hangelo, triumfowała na 800 m podczas Bellinzony w Szwajcarii, a w ostatni weekend była najszybsza na 1500 m na 62. Memoriale Janusza Kusocińskiego.
O tym, że forma jest bliska optymalnej świadczą zajmowane miejsca, ale przede wszystkim fakt, że 28-latka biega na poziomie praktycznie najwyższym w karierze – ustanowiła rekord życiowy na milę w Oslo, podczas wspomnianego startu w Sztokholmie uzyskała swój drugi najlepszy wynik, a w Szwajcarii po raz drugi w karierze zeszła poniżej 2 minut.
- W tym sezonie nastawiałam się na wielki wysiłek i szybkie bieganie, co miało przełożyć się na odpowiednie wyniki. Odpuściłam sezon halowy chcąc zrobić wszystko, by ten rok był bardzo dobry i jak na razie wszystko zmierza w dobrą stronę. Pracowaliśmy na ten sezon bardzo mocno, wykonaliśmy bardzo dużo pracy wytrzymałościowej i siłowej, dlatego myślę, że podbudowa jest dobra na cały sezon, a nie tylko na jego początek – uważa medalistka MŚ i ME. - Liczę na to, że rezultaty, jakie osiągam teraz są zapowiedzią tego, na co naprawdę mnie stać, bo szczyt formy przypaść ma oczywiście na Rio. Mam zaufanie do trenera i wiem, że przygotuje mnie tak, bym na igrzyskach pobiegła tak, jak potrafię najlepiej.
Przedolimpijski kalendarz Angeliki Cichockiej jest już z grubsza ustalony. W ten weekend startuje w Mistrzostwach Polski w Bydgoszczy, potem być może pojedzie na krótkie zgrupowanie. W dniach 6-10 lipca pobiegnie w Mistrzostwach Europy w Amsterdamie, które będą dobrym przetarciem przed igrzyskami. Po nich planuje ostatnie szlify formy i pracę przed samym Rio.
⇒ Dwa złota Angeliki Cichockiej na Mistrzostwach Polski w Bydgoszczy
- - - - - - -
W sezonie Angeliki Cichockiej nie zabrakło z pozoru dramatycznego, ale teraz wspominanego z uśmiechem zdarzenia . W Szwajcarii, przed tak udanym mityngiem Bellinzona, biegaczka została... ukąszona przez węża.
- Dzień przed zawodami biegłyśmy z koleżanką Sofią na rozruch. Jak zawsze zachwycałam się przyrodą, w dolinie rzeki wśród gór podziwiałam widoki i nie patrzyłam pod nogi. Nagle poczułam, że coś mnie smyra. Biedaczysko wiodocznie też się przestraszyło, że ktoś nachodzi go w jego środowisku i mnie drasnęło – opisuje Cichocka. - Nieborak podobno był duży, ale sama go nie widziałam, bo szybko uciekłam do hotelu. Gdy powiedziałam, jak wygląda wąż okazało się, że nie jest to jakiś jadowity wąż i że to nic groźnego, wystarczyło tylko odkazić rany. Trochę tylko biedakowi współczułam, bo pewnie mocno się przestraszył widząc nieproszonego gościa na swoim terenie.
Komentarze (0)