O powrocie po latach do reprezentacji Polski, trudnej sytuacji rodzimego szczypiorniaka, pragnieniu gry w ataku podczas pobytu w Vice, kartuskiej "kolonii" w Kwidzynie czy początkach w kartuskiej "piątce" rozmawialiśmy z Kamilem Kriegerem, 30-letnim lewym rozgrywającym, wychowankiem Cartusii Kartuzy, który obecnie występuje w MMTS-ie Kwidzyn w PGNiG Superlidze.
Po kilku latach znów założyłeś koszulkę reprezentacji Polski. Wystąpiłeś w meczach turnieju 4 Nations Cup w Gdańsku, memoriału w Hiszpanii i na koniec w trzech spotkaniach kwalifikacji do mistrzostw świata. Było miło znów zagrać z orzełkiem na piersi?
Oczywiście, to miłe uczucie. Wcześniej co prawda bywałem w kadrze, ale trudno było nazwać mnie prawdziwym reprezentantem, bo miałem krótkie epizody i nie grałem w meczach o stawkę.
Pamiętasz debiut w 2007 roku? Od tego czasu uzbierało się Ci się kilkanaście meczów dla Polski.
Pierwszy raz powołał mnie Bogdana Wenty na towarzyskie mecze na turnieju na Słowacji. Zaraz po tym turnieju byłem w kadrze na eliminacje mistrzostw Europy, ale znalazłem się poza składem i w żadnym meczu nie wystąpiłem. Potem grałem jeszcze z Chorwacją, w pamiętnym meczu, w którym oko stracił Karol Bielecki, pojechałem też z kadrą do USA.
Trafiłeś wtedy na czas, w którym ciężko było przebić się do kadry, bo ta opanowana była przez grupę starszych o kilka lat i wybitnych zawodników.
Mieliśmy wtedy w kraju takich zawodników, że nie było szans na wywalczenie stałego miejsca w reprezentacji. Byłem za młody, bo o ile załapali się jeszcze zawodnicy z rocznika 1984, to dla młodszych o trzy lata jak ja miejsc już nie było. Gdyby miał lepsze warunki fizyczne, to może jeszcze mógłbym powalczyć, inaczej nie było złudzeń.
Teraz jednak, gdy dokonała się wymiana pokoleń w reprezentacji, znów dostałeś szansę. Sądzisz, że ją wykorzystałeś?
Nie spodziewałem się powołania i prawdę mówiąc nie liczę na to, że na dłużej pozostanę w reprezentacji. Uważam, że przynajmniej w niektórych elementach gry mogę kadrze pomóc, ale sądzę, że trenerzy będą powoływać teraz innych zawodników i próbować nowych opcji. Swoją postawę w ostatnich meczach oceniam raczej pozytywnie, myślę, że postawione cele zrealizowałem i chociaż byłem tylko zmienikiem, to trochę pograłem. Potrzebny był zawodnik, który odciąży Pawła Paczkowskiego, trener szukał takiego w lidze i postawił na mnie. Na początku myślałem, że zagram tylko w Gdańsku, sztab zdecydował jednak zabrać mnie na turniej do Hiszpanii i na kwalifikacje jako tego ostatniego, dodatkowego zawodnika w składzie.
Niestety, o zadowoleniu z meczów trudno mówić zważywszy na wyniki. Wracasz jeszcze myślami do meczu z Portugalią, który przejdzie do historii jako czarny moment w historii polskiego szczypiorniaka?
Wciąż jestem rozgoryczony tym, co się stało, bo chociaż Portugalia wcale nie jest słabym zespołem, jak niektórzy ją określali, to mogliśmy ten mecz wygrać. Nie powinniśmy pozwolić rywalom na zdobycie trzech bramek przewagi zaraz na początku meczu, ale nawet mimo to potrafiliśmy w drugiej połowie odrobić straty i wyjść na prowadzenie. Myślę, że kluczowe były trzy nasze niewybaczalne błędy, czyli podania do rywali, które przyniosły gole rywalom zamiast nam. Nie wykorzystaliśmy też świetnej okazji w kontrataku, po którym poszła rekontra i straciliśmy bramkę. W tym momencie nasza gra zupełnie się popsuła, a Portugalia dostała wiatru w żagle.
Jaka była reakcja zespołu po tym meczu?
Nikt z nas nie mógł uwierzyć w to, co się stało, niektórzy położyli się albo uklęknęli na parkiecie, inni czym prędzej zeszli z boiska. W szatni przez dziesięć minut nikt nie odezwał się słowem i dobrze, że tak się stało, bo gdybyśmy zaczęli dyskutować na gorąco i pełni emocji, nie wyszłoby z tego nic dobrego. Ciszę przerwał Sławek Szmal, jako najbardziej doświadczony zawodnik, który w ostatniej chwili dołączył do drużyny. Niewiele mógł już jednak zrobić, zarówno na parkiecie, jak i wtedy w szatni, bo był wtedy niejako gościem w nie swojej już drużynie, nowi reprezentanci musieli poradzić sobie z tym sami.
Co dalej z naszą piłką ręczną? Po odejściu doświadczonych zawodników spodziewaliśmy się, że Polska nie będzie przywozić medali z najważniejszych imprez, ale nikt nie przewidział chyba, że w ogóle nie będzie na nie jeździć i niejako spadnie do drugiej ligi.
Nie wiadomo, co będzie dalej, chociaż wiemy, że wypadliśmy niestety na najbliższe lata z mistrzostw Europy i świata, a to duży cios dla całej dyscypliny. Przez dziesięć lat nasza reprezentacja była na topie, ale nie przełożyło się to na rozwój dyscypliny i na to, aby dzieci chciały chętniej uprawiać ręczną, a to przecież naprawdę fajna gra. Uprawia tylko 25 tysięcy zawodników na wszystkich szczeblach, wybór jest więc mocno ograniczony, a sukcesów na szczeblu juniorskim nie ma. Wspomniana Portugalia radzi sobie w młodszych kategoriach dużo lepiej, nie mówiąc już o Skandynawii, Niemczech, Francji, Hiszpanii czy krajach bałkańskich. Europa i świat idzie naprzód, my zaczynamy odstawać i obawiam się, że ciężko będzie tę czołówkę dogonić.
Przejdźmy od piłki reprezentacyjnej do klubowej i twojej gry w MMTS-ie Kwidzyn. Masz ostatnio dobry okres, który zaowocował nie tylko powołaniem do kadry, ale też wieloma pochlebnymi opiniami, Sportowe Fakty wybrały cię nawet do grona „Bohaterów Stycznia”.
Na formę nie narzekam, ale nie jest ważne to, jak gram ja czy któryś z kolegów, liczą się wyniki zespołu, a te są optymalne w stosunku do naszych możliwości. Jesteśmy na trzecim miejscu w naszej grupie, na szóstym biorąc pod uwagę całą ligę i ta pozycja odzwierciedla nasze obecne możliwości, przede wszystkim finansowe.
W Kwidzynie grasz już po raz trzeci, to chyba dobre miejsce do dla ciebie?
Na pewno. Do Kwidzyna poszedłem zaraz po liceum, tutaj zaczynałem grę w seniorach, mam do tego klubu sentyment i dobrze się tutaj czuję, dlatego wracam do Kwidzyna po wszystkich mniej lub bardziej udanych przygodach.
Która z tych przygód była najbardziej udana? W elicie grasz od 2006 roku, poza Kwidzynem występowałeś w Kielcach, Mielcu i Lubinie, więc jest w czym wybierać…
Sądzę, że najlepszy był mój drugi sezon w ekstraklasie. Stworzyliśmy wtedy w Kwidzynie fajną drużynę, robiliśmy wyniki, ja sam byłem w formie, którą dostrzegło Vive i zaproponowało mi transfer.
Spodziewałem się, że wskażesz właśnie Kielce, to tam zdobyłeś dwa tytuły mistrza Polski.
Nie byłem pierwszoplanową postacią w Vive, byłem tam przewidziany do konkretnych zadań, głównie w obronie. Grałem tam może nie mało, ale jako młody i krnąbrny chłopak grać chciałem więcej, przede wszystkim w ataku. Między innymi dlatego szukałem innego klubu.
Upragnionej gry z przodu masz coraz więcej - o ile przez lata uznawany byłeś za speca od defensywy, to od jakiegoś czasu grasz coraz sporo w ataku, rzucasz coraz więcej bramek, ostatnio kilka w kadrze, a w klubie w tym sezonie już 30.
Teraz sytuacja jest zupełnie inna, w ataku gram nawet aż za dużo (śmiech). W klubie mamy problemy kadrowe, dlatego muszę łatać dziury na prawej stronie, a trudno tam odnaleźć się zawodnikom praworęcznym.
Dziury łata w MMTS-ie łata też Patryk Grzenkowicz, kolejny wychowanek Cartusii, który niedawno zadebiutował w superlidze. Kaszubska kolonia w Kwidzynie jest zresztą znacznie większa, bo trzech kolejnych zawodników wywodzących się z Kartuz gra tam w zespole juniorów.
Chłopaki dobrze sobie tutaj radzą, zobaczymy, jak potoczą się ich dalsze losy. Wiele zależy od tego, jakie studia wybiorą, bo mogą się rozjechać i wtedy trudno będzie im kontynuować grę w MMTS-ie. Nie mamy zbyt wielu okazji do kontaktu ze sobą, czasami z nami trenują, ostatnio jednak faktycznie Patryk łapie się do kadry seniorów i mogliśmy trochę pogadać.
W reprezentacji spotykasz się z kolei z Piotrem Chrapkowskim, dawnym kolegą ze szkoły. Przypomnij te czasy, gdy w kartuskiej "piątce" zaczynałeś przygodę z ręczną.
W dawnej Szkole Podstawowej numer 5 wszystko się zaczęło. Jako dziecko chodziłem tam z kolegami na mecze seniorów Cartusii, gdy całkiem fajnie grali w III czy II lidze piłki ręcznej, słuchaliśmy o Michale Świrkuli, wychowanku Cartusii, który zaczynał robić karierę, dlatego handball był nam bliski. Gdy byłem w trzeciej klasie, powstawała w szkole pierwsza klasa sportowa o profilu piłka ręczna, chętnie się do niej zapisałem i tak od IV klasy trenowałem piłkę ręczną z panem Piotrem Ostoja – Lniskim. Piotr Chrapkowski jest młodszy, ale pod koniec szkoły graliśmy w jednej drużynie złożonej z kilku połączonych roczników. Zajęliśmy nawet czwarte miejsce w mistrzostwach Polski, do dziś nie mogę odżałować tego, że nie zdobyliśmy medalu, chociaż zaszliśmy tak wysoko i pokonaliśmy mistrzów Polski z Płocka.
Śledzisz to, co dzieje się w kartuskiej piłce ręcznej?
Jakiś rok temu poszedłem na ligowy mecz seniorów Cartusii, szkoda, że się rozpadli. Dobrze, że zostali chociaż juniorzy, byłem nawet na ich meczu w Kwidzynie. To fajne chłopaki, kilku z nich ma naprawdę niezłe warunki i spore umiejętności. Szkoda tylko, że podobno nie bardzo chce im się trenować, a gdyby przykładali się do pracy, mogliby zostać dobrymi piłkarzami ręcznymi. Jeśli nawet nie graliby na poziomie ekstraklasy, to z powodzeniem radziliby sobie w I lidze albo graliby niżej dla przyjemności, bo sport na pewno warto uprawiać także rekreacyjnie.
Kwidzyn staje się już powoli twoim domem? Nie myślisz o tym, by spróbować jeszcze poszukać kontraktu gdzieś indziej, na przykład za granicą, jak w 2011 roku w Bundeslidze?
O wyjeździe za granicę kompletnie nie myślę. Faktycznie, próbowałem sił w drużynie TSV Hannover - Burgdorf, w której grali wtedy Piotr Przybecki i Jacek Będzikowski, ale byłem tam dosłownie jeden dzień, nie udało się, to nie dla mnie i nie chcę tego powtarzać. O wojażach po kraju też już nie myślę, chociaż nie można tego wykluczyć, bo gdybym dostał odpowiednią propozycję na pewno bym ją rozważył. Teraz jednak z żoną powoli osiadamy w Kwidzynie, od tego roku pracuję w szkole jako nauczyciel wychowania fizycznego i coraz bardziej mi ta praca odpowiada. Myślę o tym, by kiedyś zająć się tutaj szkoleniem młodzieży, ale gdy już się tego podejmę, chciałbym robić to dobrze i na całego, dlatego będzie to możliwe dopiero, gdy przestanę już grać w superlidze.
Rozmawiał: Bartosz Cirocki
Komentarze (1)
• BuBu 06.02.2018, 09:20 Zgłoś naruszenie
Fajnie, że choć ktoś z tej sportowej klasy podążył dalej drogą sportu :)
Swoją drogą, samego Patryka miałam okazję kiedyś uczyć- fajne zestawienie, kolega ze szkolnej ławki i uczeń ławki na przeciwko mojego biurka :)
Powodzenia, chłopaki!