Szymon Sajnok, wychowanek sekcji kolarskiej Cartusii Kartuzy, teraz jeżdżący w grupie Attaque Team Gusto, w ostatnich miesiącach dostarczył kibicom i samemu sobie wiele radości, choć była też chwila smutku na torowych mistrzostwach świata. Teraz utalentowany kolarz wrócił na tydzień do Kartuz i wykorzystaliśmy tę sposobność, by przeprowadzić z nim rozmowę. Poniżej pierwsza część, druga wkrótce.
⇒ Znajdź i przeczytaj więcej artykułów o Szymonie Sajnoku
Przez ostatnie miesiące oglądaliśmy ciebie w telewizji czy na zdjęciach, od kilku dni jesteś znów w Kartuzach. Jak często wracasz do domu?
Ostatnio byłem przed Hongkongiem. Wtedy jednak tylko wpadłem do domu przepakować się, bo już następnego dnia miałem samolot na wyścigi w Holandii i Francji.
Kaszuby przywitały cię dość nietypowo, bo majowym śniegiem.
Liczyłem na to, że w Polce będzie już ciepło, bo na ostatnich wyścigach ciągle był chłód i deszcz. Chciałem już chować wszystkie ciepłe rzeczy, ale nic z tego.
Mimo warunków nie odpuszczasz i trenujesz. Jak dużo kręcisz każdego dnia?
Zwykle jeżdżę około trzech godzin, dzisiaj krócej, bo mam tempówki i chcę je szybko zrobić, by się nie przeziębić.
Jak, po wojażach po całym świecie, jeździ ci się po kaszubskich górkach? Wyniki wychowanków Cartusii pokazują, że ten teren to dobry poligon dla przyszłych kolarzy.
Cały czas podobają mi się tutejsze widoki, ciągle odkrywam nowe trasy, ale jak zawsze jeździ mi się tutaj strasznie ciężko. Ze względu na ukształtowanie terenu na Kaszubach trzeba się sporo nacierpieć, ale się opłaca, bo potem są efekty.
Masz czas na spotkania ze znajomymi?
Teraz udało się spotkać z kolegami, byłem byłem nawet na trzech grillach, ale zwykle nie ma na to szans. Jestem w Kartuzach pierwszy raz od dawna na dłużej, bo przez ostatnie cztery miesiące byłem w domu ze trzy razy, ale tylko na jeden – dwa dni. W tym czasie muszę wszystko pozałatwiać, zrobić trening, przygotować się na wyjazd, umyć rower i strasznie się spieszę.
Pewnie już nie tylko znajomi, ale też zupełnie obcy zaczepiają cię na ulicach? Ostatnio stałeś się gwiazdą dużego formatu, zacząłeś pojawiać się we wiadomościach sportowych i na pierwszych stronach gazet, więc o Szymonie Sajnoku z Kartuz wiedzą już kibice nie tylko kolarstwa. Czujesz przypływ popularności?
Gdy spotkam na chodniku czy w sklepie znajomych to mówią, że mi kibicują i śledzą moje wyścigi. Nie jest jednak tak, że pół Kartuz zatrzymuje mnie na ulicy, a dzieci przychodzą po autografy, żadnej takiej popularności nie czuję. Może dlatego, że w telewizji człowiek zupełnie inaczej wygląda…
-... a może dlatego, że trudno cię rozpoznać, bo co chwilę wyglądasz inaczej? Nie mówię nawet o kostiumie kolarskim nowej grupy Attaque Team Gusto, ale o tym, że zostałeś blondynem. To przemyślana kreacja, czy po prostu lubisz bawić się swoim wizerunkiem?
Lubię zmiany. Przez chwile miałem wąsa, potem włosy trochę urosły i chciałem zostawić je dłuższe, ale przeszła mi ta ochota. Poszedłem do fryzjera, Michał Papina przefarbował mi włosy na blond i choć tego nie planowałem, to wyszło na Eminema. Na razie pewnie tak zostanie, a jak się znudzi, to wymyślę coś innego, może zapuszczę brodę.
Jesteś dziś ubrany od stóp po szyję, nie widać nie tylko fryzury, ale też tego, czy jesteś jeszcze poobijany po Hongkongu.
Trochę tak, ale większość siniaków i otarć zeszła, zostały tylko blizny.
A w głowie sporo jeszcze zostało po tych pechowych mistrzostwach? Nikt nie ukrywał, że jechałeś po medal, a głównie przez dwa upadki w wyścigu australijskim skończyło się na ósmym miejscu.
Po mistrzostwach świata zakończyłem tegoroczne ściganie po torze i teraz mam w głowie szosę, czasami jednak wracam myślami do tego, co się działo w Hongkongu, wczoraj na przykład o tym myślałem. Teraz już podchodzę do tego na spokojnie, ale od razu po mistrzostwach strasznie przeżywałem to, że nie wyszło. Kosztowało mnie to wszystko mnóstwo przygotowań, cztery miesiące pracowałem głównie na to omnium, a skończyło się rozczarowaniem.
Mówisz o tym, jakby był to dla ciebie cios i faktycznie niektórzy mogliby się załamać. Ale Szymon Sajnok to twardy gość i, jak sądzę, niepowodzenie sprawi, że będzie jeszcze bardziej zmotywowany i na następne mistrzostwa pojedzie mocniejszy.
Teraz też tak myślę, ale miałem chwile słabości, był to jeden z gorszych momentów w moim życiu. Lubię wykorzystywać szanse, jakie się nadarzają, ta była jedną z nich. Mogłem mieć medal, miałem pod nogą, nie wyszło i szkoda, taka szansa może więcej się nie powtórzyć.
Niektórzy mówią, że być może taki zimny prysznic był potrzebny, że byłeś zbyt pewny siebie. A jak było naprawdę, rzeczywiście byłeś przekonany, że jak ten konkwistador, jak sam siebie nazwałeś na Facebooku, jedziesz po swoje i wrócisz ze złotem? Czy też to nie pycha, ale taka gra, która wynika z faktu, że każdy sportowiec jadąc na mistrzostwa powinien myśleć o medalu? Do sukcesu potrzebna jest pewność siebie.
Teraz ludzie mogą mówić różnie, ale jestem sportowcem i jak gdzieś jadę, to po wygraną. Do tego, aby być pewnym siebie miałem powody, bo wygrałem dwa puchary świata i generalkę, jak miałbym po tym nie myśleć o medalu mistrzostw świata. Chciałem wykorzystać szanse i tego nie ukrywałem, a to całe show też chyba pomogło trochę medialnie, bo kolarstwo nie jest zbyt popularne, zwłaszcza torowe, a tym razem było o nim głośno.
Kibice widzieli twój start, ale pewnie są ciekawi, jak to wszystko wyglądało z twojej perspektywy. Zacząłeś dobrze, bo po dwóch konkurencjach, które nie są twoją mocną stroną, miałeś czwartą pozycję, idealną do ataku.
Scratch to moja słaba strona, nigdy mi nie wychodzi, a tym razem poszedł mi dobrze i byłem piąty. W temporundzie zająłem trzecie miejsce i w generalce byłem bardzo blisko lidera. Wszystko było więc na dobrej drodze, ale niestety potem były upadki.
Te dwie kraksy w wyścigu eliminacyjnym były wynikiem twoich błędów, braku doświadczenia, czy zachowania rywali? Przynajmniej za pierwszym razem wydaje się, że kolarz przed tobą zrobił „rybkę”.
Tak, za pierwszym razem Hiszpan strzelił mi „rybkę”, a nie miałem gdzie uciec. Wszystko przebiegało tak szybko, że nie pamiętam dokładnie, ale wydaje mi się, że zahaczyłem o jego tylne koło, podcięło mnie i poleciałem.
Na zdjęciu od Sebastiana Maleckiego widać było dziurę w obręczy twojego roweru, musiałeś kogoś trafić.
Prawdopodobnie wjechałem w kogoś i śruba wbiła mi się wkoło.
Gdy wróciłeś na tor, byłeś mocno poobijany?
Jak upadniesz na tor, a potem jedziesz po deskach 60 kilometrów na godzinę, to nie jest to niczym przyjemnym.
A druga kraksa? Byłeś rozkojarzony, za bardzo chciałeś przebić się do przodu? Walczyłeś wtedy z rowerem jak kowboj na rodeo, ale już się nie wybroniłeś.
To już chyba wydarzyło się przez moją nieuwagę, bo po szturchnięciu minimalnie zahaczyłem koło innego kolarza i straciłem kontrolę nad rowerem. Utrzymać się potem na rowerze jest ciężko, bo nie ma wolnego biegu, pedały cały czas się kręcą.
Po tym wypadku już niewielu by się podniosło, a ty wróciłeś do gry, choć przez błąd zaraz potem zostałeś wyeliminowany.
To adrenalina sprawiła, że dałem radę dalej jechać, a odpadłem dlatego, że za późno wróciłem do peletonu. Kiedy mnie wypchnęli, peleton miałem już za plecami, nie dało się od razu do niego wjechać, bo oni wolno nie jadą i trzeba się rozpędzić. Poczekałem jeszcze jedną rundę i to był mój błąd, bo nigdy nie byłem w takiej sytuacji i nie wiedziałem, że muszę przejechać dwie rundy. Chociaż nie byłem ostatni, zostałem wyeliminowany.
W punktowym wyścigu już zdecydowanie za bardzo chciałeś gonić czołówkę i od początku zbierać punkty, wgrałeś pierwszy finisz, ale straciłeś mnóstwo energii, której potem zabrakło.
Tak było. Niestety potem czołówka odjechała, nie załapałem się z nią, a oni jechali już swój wyścig, dali dubla i ciężko było coś zrobić. Nikt na nikogo nie czeka, za darmo nic się nie dostanie, medal odjechał.
Następne mistrzostwa za rok, za trzy lata igrzyska w Tokio. Myślisz już o tym, jak się odkuć?
Następne mistrzostwa są w Apeldoorn, gdzie wygrałem puchar świata i mam nadzieję, że za rok będę w podobnej dyspozycji. Tokio oczywiście też mam gdzieś w głowie, ale nie chcę wybiegać tak daleko myślami, teraz chcę się skupić na szosie.
⇒ Przeczytaj koniecznie drugą część rozmowy z Szymonem Sajnokiem - o początku sezonu na szosie, pierwszych wyścigach w nowej grupie i celach na ten sezon w drugiej części rozmowy, którą opublikujemy już wkrótce.
Komentarze (1)
• mtb start 14.05.2017, 22:05 Zgłoś naruszenie
Pozbiera sie i wroci mocniejszy taki jest Szymon !! Jak to mowia duma kaszub !