Piłkarze Raduni Stężyca długo jeszcze będą pluć sobie w brody po ostatnim w tym sezonie meczu przed własną publicznością. Do przerwy w spotkaniu z Meteorem Pinczyn prowadzili 3:0 i wydawało się, że jest po meczu, ale w drugiej części zagrali fatalnie i zdobyli tylko punkt.
Jesli ktoś oglądał tylko pierwszą połowę sobotniego meczu Raduni z Meterem usłyszał wynik końcowy, pewnie nie mógł uwierzyć. W ttej części raduniacy byli zdecydowanie lepsi od rywali, co udokumentowali trzeba golami - trafieniem samobójczymi i dwoma strzałami Christiana Domaschke.
Na drugą połowę wyszły już jednak dwa zupełnie inne zepsoły, gospodarze jakby tkwiący w letargu i czekający na ostatni gwizdek, goście uparcie dążący do zdobycia choćby punktu mimo wydawałoby się beznadziejnej sytuacji. I udało im się - gol z 57 minuty nacthnął ich wiarą, że można, w 70 min. złapali kontakt i do oostatnich sekunt walczyli o trzeciego gola. Udało im się to w... 96 minucie, po rzucie rożnym, w którym zespół Ireneusza Stencla nie popisał się w defensywie.
Po spotkaniu oba zespoły miały sporo pretensji do sędziego, gospodarze przede wszystkim o to, że tak długo nie kończył meczu, choć zapowiadał doliczenie tylko czterech minut.
Na kolejkę przed końcem sezonu Radunia jest ósma w tabeli. Za tydzień zmierzy się w Kleszczewie ze Spartą.
Radunia Stężyca - Meteor Pinczyn 3:3 (3:0)
Bramki: 1:0 samobójcza (19.), 2:0 Christian Domaschke (21.), 3:0 Christian Domaschke (31.).
Radunia: Konkol - Lubiński, Hinc, Biber, Szulfer - Bistroń, Kulwikowski (76. Szmytke), Mejer (67. Bruski), Stencel, Ch. Domaschke - E. Domaschke.
Komentarze (0)