Saga związana z budową stadionu lekkoatletycznego w Kartuzach może wreszcie dobiec końca, a zamknięty od dawna obiekt może zacząć służyć sportowcom. Choć konflikt gminy z wykonawcą inwestycji trwa, to na obiekcie znów trwają prace, być może już ostatnie.
Przebudowa stadionu w Kartuzach ciągnie się od wielu lat. Inwestycję zaplanowano już w 2016 roku, ale długo nie udawało się rozstrzygnąć przetargu na realizację zadania, bo oferty były znacznie wyższe niż środki planowane przez samorząd. Wykonawcę udało się wyłonić w marcu 2018 roku, choć jak się okazało, nie było to rozstrzygnięcie szczęśliwe.
Prace ruszyły i zakończyć się miały do lutego 2019 roku, nie stało się to jednak do dziś. Wykonawca jesienią zgłosił zakończenie prac, gmina nie chciała jednak odebrać inwestycji wskazując usterki i oczekując ich usunięcia. Zdaniem firmy wszystko zostało wykonane należycie, w pewnym momencie zamknęła ona nawet nieoczekiwanie obiekt. Piłkarze Cartusii tuż przed meczem z Kaszubią zastali łańcuchy na bramach i kartki informujące, że obiekt będzie zamknięty do odbioru. Aby dostać się do szatni i na boisko treningowe, konieczne było wykonanie tymczasowego wejścia przez płot.
Wobec przedłużającej się patowej sytuacji, samorząd zdecydował się zerwać umowę z wykonawcą i wymagane prace wykonać na jego koszt, ale zlecić je zlecić trzeciej. Ta wykonuje już prace mające doprowadzić stadion do właściwego stanu, skupiając się głównie na murawie, do której było najwięcej zastrzeżeń.
Jeśli tym razem wszystko pójdzie sprawnie i nie wyjdą na jaw inne niedociągnięcia, obiekt może wreszcie zacząć funkcjonować. Wkrótce udostępniona ma być bieżnia, co do której nie ma uwag. Korzystanie z płyty boiska możliwe będzie najwcześniej dopiero jesienią.
Stadion jest przedmiotem sporów nie tylko na linii gmina - wykonawca. Andrzej Pryczkowski, radny gminy i działacz sekcji zapaśniczej Cartusii Kartuzy, podczas ostatniej sesji rady miejskiej zarzucił niewłaściwy zakres prac. Jego zdaniem wykonanie na obiekcie takich urządzeń jak rzutnia dla młociarzy i dyskoboli, skocznia dla tyczkarzy czy rów z wodą na bieżni to pieniądze wyrzucone w błoto.
- Te elementy stadionu nie będą nigdy używane, a jeśli w ciągu 20 lat z nich skorzysta, to jest to ogromny koszt. Za te pieniądze można było wyremontować zaplecze stadionu - wytykał Andrzej Pryczkowski.
Wiceburmistrz Sylwia Biankowska odpowiadała, że projekt poprzedziły konsultacje z kartuskim środowiskiem sportowym i Polskim Związkiem Lekkiej Atletyki.
- Takie były wymogi formalne w przypadku staraniu się o dofinansowanie z Ministerstwa Sportu i Turystyki na budowę obiektu lekkoatletycznego. Sprzęt, który został zakupiony w ramach projektu wynika wprost z wymogów PZLA. Wskazane było wprost, jaki sprzęt ma być zakupiony, aby uzyskać kategorię 5B i świadectwo. Takie były warunki, jeśli chcieliśmy korzystać z pieniędzy MSiT i takie dofinansowanie otrzymaliśmy - tłumaczyła wiceburmistrz.
- Lekkoatletyka wróciła do Kartuz trzy lata temu po mojej prośbie do działaczy, którzy trenowali w innych osrodkach i gminach. Tworzymy zaplecze dla tego sportu przy wykorzystaniu dotacji, która mogła być przeznaczona na dane zadanie. Mamy biegaczy, przygotujemy się, żeby wykorzystać też rów z wodą. Przygotowujemy też skok o tyczce, trenować będą tutaj mistrzowie Polski i pojawi się w Kartuzach kolejna dyscyplina sportowa - dodawał burmistrz Mieczysław Grzegorz Gołuński.
Komentarze (3)
• Prask w pysk 09.05.2020, 15:06 Zgłoś naruszenie
Podobne genialne urządzenia zakupiono parę lat wstecz dla szkół naszej gminy, koń z łękami,, równoważnie itp.,proszę sprawdzić ile razy były używane. Mamy dziwny sposób inwestycji najpierw ładujemy pieniądze w sprzęt różne urządzenia a później sprawdzamy czy jest ktoś kto potrafi to obsługiwać
• Fan futbolu 07.05.2020, 16:00 Zgłoś naruszenie
Tak to jest jak jak ktoś chce zrobić coś tanim kosztem
• Madur 28.07.2022, 12:41 Zgłoś naruszenie
Może jest i esteteczniej, może funkcjonalniej, ale kibice piłkarscy (i nie tylko) stracili krytą trybunę. Coś więc poszło nie tak :(