Już w sobotę w Stężycy wielkie wydarzenie dla kibiców, zwłaszcza miłośników sportów walki, czyli gala boksu zawodowego Rocky Boxing Night. W hali przy ul. Abrahama i w kanałach TV Polsat obejrzeć będzie można osiem walk, w tym pojedynek Kacpra Meyny z Andrasem Csomorem. Rozmawialiśmy z 20-latkiem z Gołubia przed jego czwartym na zawodowym ringu, ale bez wątpienia szczególnym pojedynku.
Jak forma przed galą Rocky Boxing Night w Stężycy?
Kacper Meyna: Jest dobra i cały czas idzie w górę. Ciężko pracowałem przez ostatnie tygodnie, co prawda w święta jeszcze odpocząłem po poprzedniej walce, ale od stycznia zaczęły się mocne treningi i tylko w ostatnich skróciliśmy je do 40 minut i są znacznie lżejsze. Jesteśmy zadowoleni z treningów i sparingów, więc powinno by dobrze.
Nerwy są?
Stresik od kilku dni powoli mnie chwyta, ale miałem kilka razy spotkania z panią psycholog sportową, która pokazała co i jak zrobić, by pomagało i rzeczywiście działa. To ważne, aby psychicznie być przygotowanym do walki, bo wtedy będę mógł pokazać się w ringu tak, jak prezentuję się na treningach. W grudniu w Kościerzynie nie nastawiłem się odpowiednio mentalnie i pokazałem tylko 50 procent tego co potrafię.
Skoro idzie tak dobrze, gdy walczysz na 50 procent, to co będzie, jak pokażesz pełnię swoich możliwości?
Na pewno będzie lepiej niż w Kościerzynie. Bardziej zadowolony byłem z pierwszej zawodowej walki, wtedy technicznie może nie było jeszcze tak jak powinno, ale za to walczyłem znacznie bardziej widowiskowo i kibicom bardzo się podobało.
To, że walczysz w Stężycy bardziej mobilizuje czy paraliżuje? Kościerzyna jest co prawda niedaleko, ale tym razem, po raz pierwszy, pokażesz się praktycznie u siebie.
Tym bardziej chcę się dobrze pokazać moim kibicom i zaprezentować pełnię umiejętności, bo to właśnie kibice napędzają mnie to do ciężkich treningów i lepszych walk. Moich sympatyków będzie na pewno znacznie więcej niż poprzednio, sam sprzedałem zresztą o wiele więcej biletów niż do Kościerzyny. W hali usiądzie pewnie ponad 1000 osób, z tego spora część będzie mi kibicowała.
Andras Csomor, choć to przeciwnik zagraniczny, pewnie jest dobrze rozpracowany, choćby dlatego, że niedawno walczył z Marcinem Rekowskim.
Byłem na gali w Kościerzynie, gdzie Rekowski zakończył walkę w szóstej rundzie. Obejrzałem też kilka innych walk Andrasa, mam wiedzę na jego temat. Ma znacznie większe doświadczenie niż ja i to jego przewaga, ale na pewno, jak to się mówi, jest do zrobienia. Wszystko okaże się w ringu, nie będę robił nic na siłę, ale jak dobrze trafię przeciwnika to pójdę po swoje, by zakończyć starcie przed czasem.
Jakie własne atuty będziesz chciał wykorzystać?
Jestem wyższy od rywala, po mojej stronie powinna być też siła ciosu. Przede wszystkim mocno ostatnio „zrobiłem nogę”, zgubiłem trochę kilogramów i będę lotny. Gdy sparowałem z Chińczykiem Shi Yun Long, to miał on spore problemy by mnie trafić, więc dynamika powinna być moją mocną stroną.
Galę w Stężycy uznać można za element przygotowań i przetarcie przed kluczową kariery walką, czyli majowym finałem Polskiego Turnieju Wagi Ciężkiej o 100 tys. zł i kontrakt zawodowy? Czy w głowie nie będziesz miał myśl, aby walczyć bezpiecznie i uniknąć kontuzji oraz nie pokazać wszystkiego, by nie zdradzać za dużo Mateuszowi Cielepałe?
Oczywiście, finał turnieju będzie dla mnie najważniejszym dotąd wydarzeniem. Nie mogłem jednak nie walczyć przez pięć miesięcy, żeby się nie zastać, musiałem w międzyczasie poboksować. Walka z Węgrem to dla mnie test, czy jestem gotowy na finał czy nie, dlatego chcę go zdać jak najlepiej. A w ringu nie będę kalkulował, dam z siebie wszystko, a w maju mam nadzieję że będę w jeszcze lepszej dyspozycji i pokażę jeszcze więcej.
Wróćmy na chwilę jeszcze do amatora, albo wręcz adepta pięściarstwa: dlaczego wybrałeś właśnie tę dyscyplinę?
Boks chodził mi po głowie od dawna, może dlatego, że już za młodego byłem większy od rówieśników. Próbowałem karate, a myślałem o MMA, bo podobał mi się Pudzianowski, ale gdy byłem w gimnazjum to koledzy z Kościerzyny powiedzieli mi o klubie bokserskim. Stwierdziłem że to znacznie lepszy dla mnie sport, bo więcej się w nim dzieje, jest więcej „szermierki”, a mniej leżenia na ziemi i tulenia się. Od razu chciałem zapisać się do kubu, ale postanowiłem poczekać do momentu, gdy pójdę do szkoły ponadgimnazjalnej. Tak też zrobiłem.
Już w amatorskim boksie miałeś osiągnięcia.
Moimi największymi sukcesami amatorskimi było zdobycie Pucharu Polski do lat 18 i brązowy medal mistrzostw Polski seniorów. Łącznie stoczyłem 12 walk amatorskich, z których wygrałem dziewięć. Od razu moim celem było zostanie pięściarzem zawodowym, „cisnąłem” na treningach jak mogłem i cieszę się, że tak się to wszystko potoczyło.
Kto uczył Cię boksu i dalej prowadził tą drogą?
W boksie amatorskim moim trenerem był Sylwester Napientek. Mówił potem, że byłem jego najlepszym wychowankiem i cieszy się, że poszedłem w świat. Będzie ze mną w Stężycy w narożniku jako sekundant, bo od pół roku trenuję z Maciejem Brzostkiem i będzie to nasza trzecia wspólna walka. Do pierwszej zawodowej przygotowywał mnie też Marcin Rekowski.
Gale zawodowe, rozkwit kariery, walki, treningi, dojazdy, a tymczasem wciąż nie jesteś pełni zawodowym pięściarzem i normalnie pracujesz?
Chciałbym zainwestować wszystko w karierę, ale wciąż muszę pracować, by mieć z czego żyć, tym bardziej, że sporo kosztują mnie codzienne dojazdy do Gdańska na treningi czy odżywki. Na szczęście pomagają mi sponsorzy, dziękuję właścicielom ośrodka U Zbója, firmy Sprints.pl, stacji paliw Wpetrol. Wspiera mnie też gmina Stężyca, mam też stypendium przyznane przez wójta Tomasza Brzoskowskiego, za które bardzo mu dziękuję, podobnie jak za zorganizowanie gali w Stężycy.
Rozmawiał Bartosz Cirocki
Komentarze (0)