Pechowo dla Szymona Sajnoka rozpoczął się sezon szosowy 2020. Kolarz CCC podczas inauguracyjnego wyścigu Santos Tour Down Under w Australii leżał w kraksie i doznał licznych złamań. Sam uspokaja jednak, że nie są groźne.
Szymon Sajnok na swój pierwszy w tym sezonie wyścig do Australii leciał w dobrej formie i zapowiadał walkę o etapowy sukces. Na trzech sprinterskich finiszach - podczas kryterium Schwalbe Classic oraz dwóch pierwszych etapów wyścigu Santos Tour Down Under - zajmował miejsca 11. i dwukrotnie 22.
Do mety 4. etapu wychowanek Cartusii Kartuzy niestety już nie dojechał. Ucierpiał w kraksie, do której doszło niespełna 8 kilometrów przed metą, gdy zwarty peleton szykował się do finiszu. Jeden z kolarzy jadących w centrum grupy wylądował na ziemi, jadący tuz za nim Sajnok nie miał czasu na reakcję, wpadł na leżącego i upadł.
Pierwsze komunikaty po etapie brzmiały bardzo groźnie.
- Szymon Sajnok doznał licznych złamań. Uraz wyklucza go ze ścigania na najbliższe tygodnie - podała grupa CCC dodając później, że badania potwierdziły cztery złamania kości w nadgarstku, przedramieniu i dolnej części odcinka lędźwiowego kręgosłupa, to ostatnie na szczęście niewielkie.
Kibiców uspokoił nieco sam zawodnik.
- Jestem zawiedziony tym, że wypadłem z Tour Down Under, tym bardziej, że z etapu na etap czułem się coraz lepiej. Mam nadzieję, że szybko się wyleczę i bez większych zakłóceń wznowię sezon. Na szczęście, urazy nie są poważne. Wkrótce zacznę jeździć na trenażerze, żeby nie stracić formy, którą zbudowałem w Australii. Miałem szczęście, bo kraksa mogła skończyć się dużo gorzej - powiedział portalowi naszosie.pl.
W niedzielę wieczorem Sajnok wrócił do Polski, tutaj będzie kontynuował leczenie i wracał do zdrowia.
Komentarze (0)