Ma 17 lat, w dorobku już mistrzostwa, medale i rekordy, a przed sobą ogromne perspektywy. Sukcesy i popularność nie uderzyły mu jednak do głowy, jest przesympatycznym, skromnym i rozsądnym facetem. Krzysztof Różnicki, lekkoatleta z gminy Sierakowice reprezentujący Cartusię Kartuzy, mówi nam o blaskach i trudach życia młodego sportowca, osobach, które wspierają go i trzymają na ziemi, dotychczasowych medalach, planach i marzeniach, a także wielu innych ciekawych sprawach.
315 zł – za tyle zlicytowana została koszulka z twoim podpisem i numerem startowym przekazana za naszym pośrednictwem na Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy. Niezła suma!
Jest mi bardzo miło, że ktoś zapłacił tyle za koszulkę ze względu na mój podpis. Pierwszy raz przekazałem coś takiego na szczytny cel, obserwowałem aukcję, widziałem, że cena wzrastała po moich startach. Cieszę się, że dwa rekordy Polski, które w tym czasie pobiłem, przełożyły się na wyższą wpłatę na WOŚP.
Patrząc na to, jak się rozwijasz, za kilka lat koszulka i twój podpis mogą być warte wielokrotność tej sumy. Do dawania autografów już przywykłeś?
Wprawiam się, bo zdarza mi się składać podpisy. W Kartuzach na festiwalu lekkoatletycznym podchodziło do mnie dużo dzieci z prośbą o autograf, po mistrzostwach Polski seniorów sporo osób zgłaszało się osobiście czy też prosząc o wysłanie podpisanego zdjęcia.
A pamiętasz pierwszą taką prośbę ze strony kibica?
Tak, doskonale pamiętam, bo była to miła i niecodzienna sytuacja. W 2018 roku pojechałem na mityng z okazji otwarcia stadionu w Redzie. Wystartowałem tam w pokazowym biegu na 600 metrów z utytułowanymi zawodnikami, a że było to tydzień przed mistrzostwami Polski, pobiegłem mocno i ustanowiłem nowy nieoficjalny rekord Polski juniorów. Byłem jednak najmłodszy w stawce i na metę wbiegłem ostatni, dlatego zaskoczyło mnie, że po biegu podbiegła dziewczynka, otworzyła zeszyt i poprosiła, bym się wpisał. Zdziwiłem się, ale z przyjemnością się wpisałem tym bardziej, że miała w zeszycie już wielu znanych sportowców i mogłem podpisać się obok między innymi Konrada Bukowieckiego
Teraz jesteś już nawet nie wschodzącą, ale świecącą coraz pełniejszym światłem gwiazdą polskiej lekkiej atletyki. Jak radzisz sobie z coraz większą popularnością?
Nie wiem czy jestem gwiazdą, tak bym tego nie określił, może wschodzącą gwiazdą już szybciej. Na pewno jednak stałem się dużo bardziej rozpoznawalną osobą, pojawiam się w mediach, wiele osób pisze do mnie, najlepsi sportowcy rozpoznają mnie na imprezach. Na ten czas to miłe, nie przytłacza mnie, ale zobaczymy jak będzie potem. Po rekordzie Polski, a zwłaszcza po zdobyciu mistrzostwa Polski seniorów na 800 metrów, gdy rozdzwoniły się telefony i codziennie miałem po parę wywiadów, wówczas byłem tym zmęczony. Potrzebowałem więcej luzu, więc trochę się odsunąłem i ciężar udzielania wypowiedzi wziął na siebie trener Krzysztof Król. Teraz wiem, że to normalne, to nieodłączny element sportu na wyższym poziomie i po części mój obowiązek, żeby mieć kontakt z mediami i kibicami.
Tak wielkie sukcesy i wszystko co się z nimi wiąże spotyka cię w wieku 17 lat, w którym większość nastolatków ma nieco inne zajęcia i sprawy na głowie niż ty. Jak to wszystko wpływa na twoją codzienność?
Świadomie wybrałem drogę sportowca i wiem, z czym to się wiąże. Czasem brakuje mi młodzieżowego życia, spotkania z kumplami czy imprez, jakie mają moi rówieśnicy, ale to poświęcenie jest konieczne, jeśli chce się sukcesów w sporcie. Nie każdy potrafi sobie z tym radzić, ale mi się udaje w dużej mierze temu, że mogę liczyć na najważniejsze osoby w moim życiu i trafiam na ludzi, którzy mnie wspierają. Mam rodziców, dziewczynę i przyjaciół, którzy znają moje cele i obowiązki, mobilizują mnie i kibicują. Moja dziewczyna trenuje lekką atletykę wraz ze mną, więc wie na czym to polega, widzi na co mnie stać i próbuje podwyższyć moją samoocenę.
To bardzo ważne, aby mieć wokół bliskich, którzy wierzą w woje możliwości, pchają cię do przodu i napędzają do sukcesów. Ale żeby nie "odlecieć" zbyt wysoko warto mieć też kogoś, kto czasami sprowadzi cię na ziemię albo w dobrym momencie powie „zjedz Snickersa”...
Tata i trener, oni zwłaszcza są osobami, które trzymają mnie na ziemi, wychowują mnie, przygotowują do wszystkiego, co czeka mnie w życiu i w sporcie. Także dzięki nim staram się nie mieć wygórowanego ego, traktować z szacunkiem moich rywali, doceniać pracę każdego i pozostać normalną osobą. Rozmowy z nimi, z dziewczyną czy kolegami z klubu pomagają mi układać sobie życie. Wiem, że muszę sobie radzić w trudnych momentach, zdaję sobie też sprawę, że jak to w sporcie, kiedyś przyjdzie kryzys i pewnie jakaś klęska, ale wiem, że wtedy moi bliscy będą przy mnie i z ich wsparciem sobie poradzę.
Mogę tylko domyślać się, ile czasu każdego zwykłego dnia, nie licząc startów czy zgrupowań, poświęcasz na treningi i wszystko inne, co związane ze sportem. Jak przy tym znajdujesz czas na naukę?
To wygląda różnie każdego dnia, ale na przykład dzisiaj, gdy mam luźniejszy okres, trening, dojazdy i fizjoterapeuta to pięć godzin. 2-3 razy w tygodniu mamy treningi klubowe w Kartuzach, w inne dni trochę czasu oszczędzam na dojazdach, bo trenuję u siebie w Migach, mam tu swoje trasy. Ten brak czasu trochę wpłynął na szkołę, bo poszedłem do technikum, chciałem mieć plan B i konkretne wykształcenie, w razie gdyby nie wyszło w sporcie. Nie wszyscy w szkole byli przychylni i rozumieli to, czego wymaga sport, dlatego musiałem zmienić szkołę. Teraz jestem w ogólniaku w ZSO nr 2 w Kartuzach i jest o wiele lepiej, nauczyciele mają już doświadczenie ze sportowcami, są wyrozumiali i nie robią problemów, gdy jestem na zawodach czy obozie, a nie na lekcjach. Gdy mam mniej intensywne okresy w sporcie takie jak teraz, to muszę bardziej przykładać się do szkoły, uczyć się więcej i zaliczać to, co opuściłem. Jakoś mi to wychodzi, bo nie uczę się ani słabo, ani wybitnie, jestem normalnym uczniem i daję sobie radę.
Od niedawna masz możliwość trenowania na nowym stadionie lekkoatletycznym w Sierakowicach. Na tym samym, na którym kiedyś spędzałeś mnóstwo czasu ale nie biegając, tylko grając w piłkę...
Tak, zaczynałem od gry w piłkę nożną, przez cztery lata grałem w GKS-ie Sierakowice, potem przez trzy lata w FC Gowidlino. To była zabawa, ale traktowałem ją na poważnie, lubiłem sport zespołowy i nie chciałem biegać, gdy nauczycielka wysyłała mnie na zawody.
Całe szczęście, że udawało jej się ciebie przekonać.
Długo próbowałem łączyć piłkę i biegi, trenowałem wtedy jedno i drugie po cztery godziny dziennie. Z czasem okazało się, że wygrywam zawody, pani Iza wyrobiła mi licencję w klubie LKB im. Braci Petk w Lęborku i pojechałem na Mistrzostwa Polski Młodzików. Jako debiutant i młodszy rocznik zająłem siódme miejsce, dostałem się do zaplecza kadry i zrozumiałem, że w biegach mogę coś osiągnąć. Wtedy nie dało się już łączyć dwóch dyscyplin, musiałem zrezygnować z piłki. Nie żałuję, bo niedługo potem tata zadzwonił do trenera Króla, zacząłem trenować w Cartusii. Na początku jeszcze nie tak na całego, ale potem dostałem już rozpiski treningów i zaczęło się bieganie już bardziej na poważnie.
Na tyle poważnie, że po trzech latach w Cartusii masz już w kolekcji między innymi mistrzostwo Polski seniorów i srebrny medal Igrzysk Europejskich. Który z tych sukcesów uznajesz za największy dotąd? Podium w Baku to sukces międzynarodowy, choć w kategorii do lat 18, ale to po złocie we Włocławku cały kraj usłyszał o wielkim talencie z Migów koło Sierakowic.
To rzeczywiście dwa najważniejsze osiągnięcia i gdybym miał wybrać jedno, mocno bym się wahał. To dwa zupełnie różne przeżycia, Igrzyska były moją drugą moją zagraniczną imprezą, daleko od domu. Nie było tam moich bliskich, choć był akurat trener Król jako trener kadry. To dla mnie bardzo duże osiągnięcie, ale jednak mistrzostwa Polski były chyba tym przełomem. Odbyły się w Polsce, w innej atmosferze i przy wsparciu bliskich. Rozgłos był na pewno nieporównywalny do Baku, pewnie też dlatego, że fajnie się ogląda, jak kilka lat młodszy zawodnik ogrywa starszych. Po tym starcie musiałem zmienić trochę myślenie i podejście do biegania. W pewnym sensie skończyła się wtedy zabawa, a zaczął się poważny sport. Czerpię dalej radość z biegania, ale muszę podejść do niego już bardziej profesjonalnie.
Kiedyś nic nie musiałeś, teraz pojawiła się presja wyniku?
Trochę tak. Co prawda nikt nie mówi mi że muszę, trener nie wywiera żadnej presji, nigdy nie wymaga, bym zdobył złoto czy pobił rekord. Wiemy na co mnie stać, ale nigdy z góry nie zakładamy, że muszę coś zrobić, tylko że jak będzie dobry wynik, to dobrze, jeśli nie, to następnym razem. Sam jednak czuję, że wiele osób na mnie liczy i wymaga wyników. Jestem teraz w trochę innej sytuacji, niż wcześniej jako aspirujący zawodnik. W kadrze juniorskiej jest ze mną Kacper Lewelski, gdy on ze mną przegra to nikt mu tego nie wypomni, ale już moja porażka byłaby komentowana w ten sposób, że przegrał faworyt, że wygrał seniorkę, a w swojej kategorii już nie umie. Muszę sobie radzić z takimi myślami i taką presją, to wpisane w życie sportowca.
Z presją radzisz sobie wyśmienicie, bo rok dopiero się rozpoczął, a ty jako debiutant w kategorii juniorów masz już dwa rekordy i mistrzostwo Polski. Sezon halowy 2021 zaliczysz chyba na plus?
Z sezonu halowego jestem zadowolony, cieszę się, że udało się dobrze wejść w nową kategorię wiekową. Nie przytrafiły mi się żadne urazy, miałam dobre warunki do treningów, dwa obozy w Spale i jeden w Wałczu, mogłem na spokojnie skupić się na treningach. Dobrze przepracowałem ten czas i to powinno przełożyć się formę w sezonie letnim.
Niewiele zabrakło, a ten etap ukoronowałbyś startem w Halowych Mistrzostwach Europy w Toruniu. Do minimum zabrakło niewiele, nie chciałeś spróbować o nie powalczyć?
Na mityngu w Spale do kwalifikacji zabrakło mi 30 setnych sekundy, były potem okazje, by pobiec szybciej, jestem w stanie i może bym zrobił minimum. Podjęliśmy jednak z trenerem decyzję, że nie będziemy tego startować, skończymy sezon na mistrzostwach Polski juniorów. Mam przed sobą cały ważny sezon, chcieliśmy uniknąć przemęczenia i ryzyka kontuzji. W seniorach mam jeszcze czas i jeśli sukcesy mają przyjść, to przyjdą.
Dużo w tym dojrzałości i pokory, aby zrezygnować z prestiżowych startów choć jest okazja i forma, ale jednocześnie dużo wiary w swoje umiejętności.
Z trenerem jesteśmy zdania, że to zła droga, ażeby chwytać się od razu wszystkiego, można się przejechać, organizm może nie wytrzymać obciążeń fizycznych i psychicznych. Dlatego też nie startowałem w halowych MP seniorów, aby odpocząć i się zregenerować, a także uniknąć presji, że skoro wygrałem na stadionie, to w hali też powinienem. Mam świadomość, jak jestem w stanie biega, bo w tej dyscyplinie można oszacować swoje szanse i możliwości. Mamy tabele wyników, wiemy jak wyglądam na treningach, czuję swój organizm i gdy nie mam urazów i jestem w formie, mogę to sobie przełożyć na czasy i miejsca. Potem omawia się starty i prowadzi biegi, aby osiągać wyniki takie, jak się planuje.
Jakie są twoje plany na dalszą część sezonu?
Teraz jestem w okresie roztrenowania po hali, do 28 marca czeka mnie luźniejszy okres i treningi w domu. Potem z trenerem i zawodnikami z klubu jedziemy do Wałcza na dwa tygodnie, a 25 kwietnia czeka mnie wyjazd na kolejne zgrupowanie do Zakopanego. Nie wiem jeszcze, gdzie zainauguruję sezon, plan startowy nie jest jeszcze ustalony, ale na pewno uda się pobiec jakieś fajne mitingu. Muszę zdobyć kwalifikacje na ME juniorów w Talinie i MŚ juniorów w Kenii, w pierwszych myślę że medal jest w zasięgu, a w drugich marzę o pierwszej piątce. Imprez seniorskich rangi mistrzowskiej nie będę w tym roku startował.
Igrzyska jeszcze w tym roku przed telewizorem. A za trzy lata?
Wiele osób pytało mnie o start w igrzyskach już w tym roku, ale wraz z trenerem nie widzimy w tym sensu. Byłaby na to szansa, ale alby zbliżyć się do minimum, musiałbym mocno zbić życiówkę i wypruć żyły, a tego nie chcemy. Igrzyska w Tokio, jeśli się odbędą, będę więc oglądał z domu, ale będzie mnie to motywowało, aby za trzy lata inni oglądali w telewizji mnie. Nasz długofalowy cel to rzeczywiście Paryż, w 2024 roku chciałbym nie tylko pojechać na igrzyska, ale powalczyć tam o jak najwięcej. Wiadomo, że apetyt rośnie w miarę jedzenia, chociaż teraz jest jeszcze za wcześnie na jakiekolwiek plany, trzeba pamiętać, że to trzy lata i może być bardzo różnie.
Igrzyska to jedno z twoich wielkich marzeń, a jakie są inne?
Chciałbym poprawić rekord Polski na 800 metrów. Jeśli uda mi się biegać na takim poziomie, to „po drodze” przyjdą też inne sukcesy.
To wszystko na 800 metrów, czy myślisz też o innych dystansach?
Myślę, że jestem idealnie stworzony pod dystans 800 metrów i na pewno przy nim zostanę. Jestem szybki i jednocześnie wytrzymały, a to mój duży atut na zawodach mistrzowskich, gdy cały bieg na ogół jest wolny i czeka się do ostatnich 100 – 200 metrów. W tym roku pierwszy raz startowałem na 400 metrów i choć wynik był pozytywny, to z przebiegu tego startu nie byłem zadowolony, inaczej się biega ten dystans i w tej chwili nie jest on czymś dla mnie.
Rozmawiał Bartosz Cirocki
Komentarze (14)
• matiiiii03 13.03.2021, 21:32 Zgłoś naruszenie
Brawo Krzys. Fc Gowidlino w którym lata trenowałeś pozdrawia
• matiiiii03 14.03.2021, 19:20 Zgłoś naruszenie
Ten człowieczek trenerze marian chociaz prawde mowi a kompleks to Pan. A zabronione pan nam pilkarzom chwalić siper klub. Ale ma Pan powody wiec nikogo to nie Pan jak się z Pana Marianie nalewają wszyscy ?????? Spokojnie bedzie pan dalej naśladował autorytet to 1/10 tez pan zdobędzie ale szacunku nawet 1 % co widać że bardzo naszego maryjana boli. A jak Pan się promuje ??? Jaki jest Pana wklad w roznickiego????żaden. Dobrze ze od Pana byl daleko
• MWL 13.03.2021, 21:15 Zgłoś naruszenie
Sporo jeszcze sukcesów przed tym młodym sportowcem. Skromny i pracowity oby dalej spotykał uczciwych i właściwych ludzi na swojej drodze.
• matiiiii03 15.03.2021, 13:44 Zgłoś naruszenie
nie moge uwierzyc ze sa tacy hejterzy ktorzy podwarzaja fakt ze krzysiu w gowidlinie gral pare sezonow. Sam podkreslal jak wiele to dla niego znaczylo ze w tym czasie z pasja trenowal i ile sie nauczyl. i niesamowite ze ktos moze az tak byc pelen zazdrosci >>> tu jusz lekarz nie pomoze. proponuje brac przyklad z tego z jaka pasja sie pracuje i robic to samo bo az niedowiary ze ktos tak moze zazdroscic
• matiiiii03 15.03.2021, 13:43 Zgłoś naruszenie
nie moge uwierzyc ze sa tacy hejterzy ktorzy podwarzaja fakt ze krzysiu w gowidlinie gral pare sezonow. Sam podkreslal jak wiele to dla niego znaczylo ze w tym czasie z pasja trenowal i ile sie nauczyl. i niesamowite ze ktos moze az tak byc pelen zazdrosci >>> tu jusz lekarz nie pomoze. proponuje brac przyklad z tego z jaka pasja sie pracuje i robic to samo bo az niedowiary ze ktos tak moze zazdroscic
Wszystkie komentarze...