Czy przyszłość zespołu seniorów Cartusii Kartuzy stoi pod znakiem zapytania? O to, a także m.in. o symptomatyczny mecz z Gwardią, cały miniony sezon, ewentualne wzmocnienia czy nadchodzący turniej pytaliśmy Jarosława Frankowskiego, trenera i kierownika sekcji piłki ręcznej GKS-u.
Jak, już z perspektywy kilku dni, ocenia pan mecz z Gwardią Koszalin? W wykonaniu Cartusii był chyba taki, jak cały sezon, czyli z chwilami dobrej gry, ale też z wieloma przestojami, z fajnymi akcjami i błędami, niby nie najgorszy, ale też daleki od dobrego…
Dokładnie tak bym to nazwał, ten mecz to był nasz cały sezon w pigułce, bo tak, jak w sobotę, graliśmy przez wiele miesięcy. Mieliśmy faktycznie dobre momenty, a słabo wychodziły nam te najprostsze elementy, popełnialiśmy mnóstwo błędów własnych, naliczyłem ich z 15-20. Gwardia to wykorzystywała, skutecznie grała z kontry i rzuciła nam w ten sposób wiele bramek.
⇒ Cartusia Kartuzy - Gwardia Koszalin - relacja i zdjęcia z meczu
Co stało się w II połowie, gdy rzuciliście pięć bramek z rzędu, doprowadziliście do remisu i wydawało się, że pójdziecie za ciosem, ale rywale znów wam uciekli?
Zawodnicy przestraszyli się chyba tego, że mogli wygrać, zaczęli się gubić, robić podstawowe błędy, oddawać dziwne rzuty. Mieliśmy też trochę pecha, bo Sławek Lica dwa razy rzucał w słupek, ale trudno uznawać to za przyczynę - chłopaki po prostu grają zbyt nerwowo, nie umieją unieść odpowiedzialności, przez cały sezon jest tak samo.
W przypadku zwycięstwa byłoby ósme miejsce w końcowej tabeli II ligi, tak jest dziesiąte. Różnica niby niewielka, ale jednak. Pana zdaniem taki wynik odpowiada możliwościom tej drużyny?
Zawodnicy bardzo chcieli wygrać i skończyć na ósmym, ale nie dali rady. W takim składzie osobowym i z ciągłymi kontuzjami nie było nas stać na wiele więcej. Były mecze, gdzie rzucaliśmy z trudem 15 bramek, bo nie mieliśmy żadnego ognia z tyłu. W końcowej fazie sezonu siłę rażenia zwiększył Dominik Neumann, Sławek Lica zaczął rzucać i znacznie poprawił grę w obronie, ale to było zbyt mało, by zupełnie odmienić naszą słabą grę.
Od jakiegoś czasu pojawiały się głosy o niepewnej przyszłości Cartusii. Bezpośrednio po meczu z Gwardią, gdy pytałem o to, co dalej, powiedział pan „coś się popsuło w tej drużynie”. Chyba nie jest tajemnicą, że chodzi przede wszystkim o frekwencję na treningach?
Tak, to był dla nas duży problem praktycznie przez cały sezon. Wszystko zaczęło się psuć od października, od kontuzji Patryka Załuskiego. Wcześniej na treningi chodzili prawie wszyscy, gdy zabrakło Patryka, na treningach miałem 8-9 zawodników, a teraz chodziło 6-5. Co prawda w końcówce sezonu wszyscy jesteśmy już nim zmęczeni, to naturalne, ale w dwóch poprzednich sezonach tego nie było, do końca frekwencja wynosiła 90 procent.
Z chłopaków zeszło powietrze?
W pewnym sensie tak i to normalne. W pierwszym sezonie było zwycięstwo w III lidze, więc to nas napędzało, w drugim był entuzjazm po awansie do II ligi. Teraz, w drugim sezonie w II lidze, wszystko już jakby spowszedniało, jest trochę mniejsze zaangażowanie i do tego doszły kontuzje. Wspomniany Patryk Załuski to duża siła naszego zespołu, bo zagra i w obronie i ataku, a chociaż skuteczność ma taką sobie, to swoje bramki rzuci. Jego brak mocno odbił się na postawie całej drużyny. Do niego doszli kolejni zawodnicy z kontuzjami: Paweł Czaja, Damian Gończ, Kamil Konkel, Dominik Neumann. To nie wszystko: Irek Kamer trenuje rzadko, bo nie pozwala mu praca, Sławek Lica pracuje w sobotnie wieczory i może tylko grać mecze u siebie, Rafał Jereczek cały sezon gra z kontuzją. Wszystko to sprawiało, że faktycznie zastanawialiśmy się nad tym, co dalej.
Po ostatnim meczu rozdawał pan chłopakom ankiety. Ich odpowiedzi rozjaśniły sytuację?
Postanowiłem zrobić anonimową ankietę, by w ten sposób dowiedzieć się, jakie naprawdę są nastroje. Wyszło pozytywnie, bo na 15 zawodników tylko 1-2 stwierdziło, że chce nam podziękować, pozostali deklarują, że chcą dalej grać. Potem też z zawodnikami rozmawialiśmy, zapewniali, że pokażą większe zaangażowanie. Jeśli więc chodzi o kwestię zawodników, to gramy dalej.
Czy to znaczy, że znak zapytania nad losem seniorów Cartusii został rozwiany?
Jeśli chodzi o zawodników, to tak, ich deklaracje są satysfakcjonujące. Jest jednak oczywiście druga kluczowa sprawa, czyli pieniądze, bo bez nich dziś nie da się grać. Mamy dwóch głównych sponsorów, ale umowy z nimi zawarte są do końca tego sezonu. Rozmowy trwają, zobaczymy, jakie zapadną decyzje. Wszystko powinno wyjaśnić się w czerwcu i mam nadzieję, że będzie dobrze.
Jeżeli uda się dopiąć budżet, to szykują się wzmocnienia?
Być może, bo są zawodnicy, którzy mogą do nas dojść. Na przykład bramkarz Piotr Wenta, nasz chłopak, zawodnik Cartusii, kończy SMS i jeśli nie dostanie żadnej propozycji, to wróci i od niego zależy, czy będzie chciał z nami grać. Przede wszystkim jednak liczę na to, że opuszczą nas kontuzje, poprawi się frekwencja i wtedy poradzimy sobie nawet w składzie, który mamy.
Rozgrywki ligowe dobiegły końca, ale w maju będzie jeszcze okazja, by zobaczyć zespół w akcji...
Tak, 7 maja organizujemy turniej pod patronatem grupy Energa, podobny jak rok temu. Zagrają cztery drużyny: Henri Lloyd Brodnica, Tytani Wejherowo, Orkan Ostróda i my. Mecze rozgrywane będą od godz. 11 do 17 w hali przy Gimnazjum nr 1. Zapraszamy wszystkich kibiców.
Komentarze (0)