- Chciałem zrobić sobie tydzień przerwy to nie wytrzymałem, natychmiast poczułem, że to nie to, że muszę być na wodzie. Jak tylko zaczęło wiać pomyślałem „Jezu, co zrobiłem najlepszego, przecież mogłem być w tym momencie na łódce i lecieć - mówi Igor Tarasiuk, żeglarz klubu Florek Sierakowice, który w tym roku został podwójnym mistrzem Polski, a niedawno wrócił z mistrzostw świata w Portugalii.
Nie startowałeś w regatach Żeglarskiego Pucharu Kaszub w Ostrzycach. Zasłużone wakacje?
Planowałem trochę odetchnąć. Od trzech miesięcy byłem praktycznie cały czas na wodzie, stwierdziłem, że przyda mi się chwila odpoczynku i spotkanie z rodziną tym bardziej, że przede mną jeszcze parę imprez. I tak się nie udało, bo w niedzielę wybrałem się jednak do Ostrzyc na motorówkę pooglądać regaty (śmiech).
Nie potrafisz już tygodnia bez wody wytrzymać?
Nie, tak bardzo weszła mi już w krew.
Myślałem, że zrobiłeś sobie wolne po jak sam przyznajesz, imprezie życia, jaką były dla ciebie mistrzostwa świata klasy vaurien w Portugalii. Jak jeziornemu żeglarzowi z Kaszub pływało się po oceanie?
To coś zupełnie innego, sto jachtów na starcie, duże wyzwanie i szkoła życia. Gdy mamy tutaj regaty i wieje 2-3 w sali Beauforta, to wszyscy cieszą się, że jest super, w Portugalii przy takim wietrze nawet nie puszczali nas na wodę, bo codziennie przychodziły wiatry po 5 – 6 Beauforta. Każdego dnia w przy takim wietrze i wielkich falach mieliśmy trzy wyścigi, więc gdy schodziliśmy z wody, marzyliśmy o tym, by dostać się do mieszkania, położyć się i przespać z godzinkę – dwie.
Mówisz my, mając na myśli twojego załoganta Bartka Sadowskiego…
Tak. Postanowiliśmy wspólnie wystartować po to, by na maksa wykorzystać naszą siłę, której ocena wymaga. I była o dobra decyzja, bo w takich warunkach było bardzo dużo pracy ciałem i dobrze nam się współpracowało.
Domyślam się, że 5 – 6 Beauforta na oceanie to inne 5 – 6 niż na jeziorze…
Zgadza się. Wiatr wieje tam bardziej stabilnie i to jest fajne, ale dochodzi do tego fala. Gdy wróciłem to Sierakowic, to mój fizjoterapeuta Tomek Skierka mówił, że tydzień mógłby mnie masować i nie wie, czy to by wystarczyło.
Czternaste miejsce w kategorii juniorów to pozycja, na którą liczyliście?
Może nie jest to super sukces, ale biorąc pod uwagę to, że jesteśmy „jeziorowcami” i pierwszy raz pływaliśmy na oceanie, nie jest źle. Cieszymy się, że daliśmy radę „przejechać” inne załogi, które trenują na oceanach i morzach. Przede wszystkim była to ogromna lekcja, zebraliśmy doświadczenie i umiejętności, wiemy co musimy poprawić i nad czym popracować, dlatego pod tym względem wyjazd dał nam bardzo dużo.
⇒ Igor Tarasiuk I Bartosz Sadowski zakończyła mistrzostwa świata - wyniki
To były drugie twoje mistrzostwa świata...
Tak, w tamtym roku startowałem z załogantką w mistrzostwach świata w Holandii. Co prawda nie na morzu, ale bardzo dużym akwenie, gdzie też tworzył się duża fala i wiar nie schodził poniżej 5. Jechaliśmy tam typowo po naukę, zajęliśmy szesnaste miejsce.
Wiadomo już, ze za rok znów będziesz się ścigał z najlepszymi na świecie, tym razem w Polsce, bo Gudowo koło Drawska Pomorskiego będzie gospodarzem MŚ klasy vaurien.
Tak, dopracowujemy już program szkoleniowy dotyczący przygotowania do mistrzostw. Już wstępnie porozumiałem się z Izą Satrjan, by pływać wspólnie w przyszłym sezonie. Iza kończy wiek, w którym może pływać na cadecie, dlatego wsiada ze mną na vaurien i spróbujemy razem zrobić wynik. Nie ukrywam, że celujemy w pierwszą dziesiątkę, a nawet piątkę, a marzeniem byłoby podium. Pomoże nam, mam nadzieję, to, że mistrzostwa odbędą się w Polsce i na jeziorze, które dodatkowo zdążę poznać na 2 – 3 zgrupowaniach i na mistrzostwach będę mógł wykorzystać znajomość akwenu. Bardzo liczę na to, że dostanę do dyspozycji włoską łódkę, najszybszą, jaka jest obecnie na rynku, mam nadzieję, że się to uda, ale potrzeba jeszcze jednego lub dwóch sponsorów.
W Portugalii pływaliście na łódce Makani przygotowanej w kraju praktycznie na ostatnią chwilę.
To typowy prototyp zbudowany w Gudowie przez nowego polskiego konstruktora. Była to jego pierwsza łódka i ciężko od razu zrobić coś perfekcyjnego, dlatego była o 20 kilogramów za ciężka, a to sporo i wpływa znacząco na szybkość łódki. Dlatego właśnie robimy teraz wszystko, by pozyskać sponsorów, kupić nową łódkę i za rok stanąć do równorzędnej rywalizacji.
To, że wciąż reprezentowałeś Polskę na dwóch mistrzostwach świata, a będziesz też na trzecich, nie jest przypadkiem, ale wynikiem tego, że jesteś dwukrotnym mistrzem kraju w tej klasie.
Udało się w tym roku zdobyć wraz z Izą zdobyć tytuł mistrza świata właśnie w Gudowie. Na dziewięć wyścigów wygraliśmy siedem, w jednym byliśmy na drugim miejscu, a na ostatnim już spłynęliśmy, bo już wszystko było rozstrzygnięte. Zrobiłem mistrza Polski też w 2013 roku.
W tym roku jesteś podwójnym mistrzem kraju, bo oprócz vaurien pływasz też na omedze i nieczekiwanie wygrałeś też meczowe mistrzostwa Polski tej klasy na Złotej Górze, płynąc z Bartkiem Sadowskim i Kacprem Cieszyńskim.
Na te mistrzostwa, które były zaliczane do pucharu świata, rzeczywiście jechaliśmy nie licząc na sukces, ale strasznie nam się wszystko wtedy udało, trafiliśmy z formą i nawet samym sobie sprawiliśmy ogromną niespodziankę. Wcześniej zdobywałem puchary Polski, a na załodze z Tomkiem Mickiewiczem wygrałem w tamtym roku grade4 pucharu świata., ale nie spodziewałem się, że na Złotej Górze pójdzie nam tak dobrze.
Nie chcę szafować tytułami, ale zważywszy na wszystkie te osiągnięcia i dwa starty w mistrzostwach świat można chyba stwierdzić, że jako dziewiętnastolatek jesteś najbardziej utytułowanym zawodnikiem w regionie i powoli stajesz się żeglarską gwiazdą. Tak się czujesz?
Na pewno nie czuję się gwiazdą, nie lubię się chwalić, ale muszę przyznać, że ludzie zaczynają już zauważać te sukcesy, a nawet mnie poznawać. Kiedy byłem w Ostrzycach, całkiem przypadkowe osoby na przystani zaczepiły mnie, pytały o Portugalię i gratulowały. Miłe są takie sytuacje.
Czy to, o czym mówisz, że stajesz się rozpoznawalny świadczy o tym, że żeglarstwo na Kaszubach zaczyna coraz więcej znaczyć? Jeśli dodać do tego rosnącą liczbę zawodników, nowe przystanie i kluby czy też prawie 60 załóg z okolic i Polski na regatach w Ostrzycach można chyba zacząć mówić o rosnącej popularności żagli w regionie?
Na pewno żeglarstwo mocno się u nas w tej chwili rozwija, powstaje coraz więcej ośrodków, coraz więcej dzieci przychodzi do szkółek, na samej Złotej Górze mamy trzy grupy optimistów, a są też cadety i omegi.
A propos klas: na ile prestiżowa jest vaurien?
W Polsce faktycznie nie jest to może klasa super ważna, ale teraz mocno się rozwija. Dużo osób traktuje ją jako swoją drugą klasę, inną traktując jako główną, ale na świecie jest naprawdę znacząca. Jeśli na mistrzostwa świata przyjeżdża sto łódek z kilkunastu krajów i kilku kontynentów, to o czymś to świadczy, a to jeszcze nie były wszystkie kraje, w których ta klasa ma się dobrze i się rozwija.
Nie myślałeś o tym, by spróbować sił w którejś z klas olimpijskich? Nie da się ukryć, że to właśnie one są żeglarską pierwszą ligą, a już za cztery lata Tokio...
Na razie rzeczywiście pływam w klasach nieolimpijskich, ale planuję w najbliższym okresie przesiąść się na klasę olimpijską, prawdopodobnie na lasera, bo to klasa, w której każdy ma dokładnie taki sam sprzęt i decydują umiejętności żeglarza. Jestem dobrej myśli, że się uda, a przede wszystkim chciałbym po prostu sprawdzić się. Moim marzeniem życia jest oczywiście start w igrzyskach, mam nadzieję, że kiedyś się spełni i zrobię wszystko, aby tak się stało.
Mówisz o tym, że trzy miesiące byłeś na wodzie, co w takim razie robisz poza żeglarstwem? Pytam o szkołę, pracę…
Napisałem w tym roku maturę, skończyłem liceum, wybieram się na Politechnikę Gdańską (jest tam sekcja żeglarska, na pewno się zapiszę). Od maja mam wakacje i w tym czasie non stop mam trening albo zawody, wcześniej zresztą też na treningi jeździłem z notatkami ucząc się do matury. Żeglarstwo zabiera mnóstwo czasu, bo to nie tylko woda, ale też praca przy sprzęcie, polerowanie go i dopieszczanie, by był jak najszybszy. Gdy tydzień przed mistrzostwami świata w Portugalii dostaliśmy łódkę, było przy niej tyle pracy, że w zasadzie spałem w hangarze – robiłem, spałem, budziłem się i dalej robiłem. Miałem szczęście, że były osoby, które mi wtedy pomogły, gdyby nie one, na przykład pan trener Adam Mickiewicz, łódka w ogóle by nie wystartowała. Im wszystkim należą się wielkie podziękowania, cieszę się, że takie osoby są przy mnie.
Trochę już pracuję w lokalnych mediach i odkąd pamiętam, na listach wyników żeglarskich imprez w regionie pojawiał się Igor Tarasiuk. Od kiedy w ogóle pływasz i jak to się stało, że trafiłeś do tego sportu?
Miałem szczęście: moja mama jest instruktorem żeglarstwa, prowadziła kiedyś klasę o profilu żeglarskim i zaraziła mnie tą pasją. Można powiedzieć, że pływam od trzeciego roku życia, bo już wtedy wsadzano mnie na łódki. Miałem przerwę w wieku 6-7 lat, kiedy zraziłem się nie pamiętam już z jakiego powodu i nie pływałem. To chyba jednak wyszło mi na dobre, bo wróciłem i zostałem na te wszystkie lata, z czego bardzo się cieszę, bo teraz robię to, co kocham, startuję w regatach, podróżuję po świecie...
Gdy mówisz o żeglarstwie czuć, że uprawiasz je całym sobą i z ogromną pasją. Jak zaraziłbyś nią innych, aby spróbowali żeglarstwa?
Uważam, że dzieci nie da się do niczego zmusić, rodzice nie mogą na siłę wsadzać dzieci do łódek, bo do niczego to nie prowadzi. Na Złotej Górze prowadziłem półkolonie żeglarskie, przez 4-5 dni prowadziliśmy zabawy, pierwsze treningi na lądzie i wodzie, żeby dzieci zobaczyły, czym jest żeglarstwo i czym im się ono podoba. Myślę, że tak właśnie najlepiej podchodzić do tej sprawy, każdy powinien spróbować i samemu stwierdzić, czy to jest to, co chce robić, co będzie go wychowywać, ale przede wszystkim sprawiać mu radość i przyjemność, a potem być może przejdzie w coś bardziej zaawansowanego.
Co ty w tym sporcie kochasz? Mówiłeś o tym, że wychowuje, że pozwala podróżować, pewnie najpierw po regionie, potem po Polsce, a na koniec po świecie, ale co jest w nim takiego, że trzyma cię już szesnaście lat
To dobre pytanie, bo naprawdę ciężko jest to opisać. Najlepiej samemu przeżyć ten moment, gdy łódka wchodzi w ślizg na fali, gdy dobierasz na maksa żagle i lecisz w ślizgu, łódka płynie tak szybko, że nawet sobie nie wyobrażałeś, a ty lecisz po prostu i doświadczasz tego super uczucia. Ciężko trenuję i pracuję z łódką, ale to ciągle nie jest obowiązek, lecz ogromna przyjemność. Na tym się wychowałem, całe życie byłem koło wody i koło łódek i tak się z tym związałem, że kiedy teraz chciałem zrobić sobie tydzień przerwy to nie wytrzymałem, natychmiast poczułem, że to nie to, że muszę być na wodzie. Jak tylko zaczęło wiać pomyślałem „Jezu, co zrobiłem najlepszego, przecież mogłem być w tym momencie na łódce i lecieć”.
Rozmawiał: Bartosz Cirocki
⇒ Żeglarski Puchar Kaszub - zdjęcia, relacje, wyniki
Komentarze (0)